02.12.2017 zarobieni jesteśmy jak cholera

Miało być spokojniej, ale to nie były trafne prognozy. Dzieje się u nas tyle, że nie ma nawet czasu żeby to opisać, ale po kolei. Po pierwszej próbie z oscypkami jak już przypomniało nam się o posiadanej wędzarence  i zasmakowaniu w kopconym jedzeniu zaczęliśmy częściej robić z niej użytek. Najpierw cale pięć litrów mleka przerobiliśmy na zgrabniejsze już serki
tym razem bardziej przyłożyłem się do ugniatania bundzu moczonego w wodzie o temperaturze 75 stopni C i moje dłonie wyglądały jak po moczeniu w gejzerze.

Następnie przyszła kolej na ryby, kawałek łososia nie tylko wygląda pięknie, smakował i pachniał jeszcze lepiej. 

Do nas już też nieśmiało zapukała zima i czas pomyśleć o ptaszkach,
, w tym roku lepiej przygotujemy się do ich dokarmiania. Powstał już pierwszy z planowanych kilku karmników 


Jagoda też nie próżnuje, na piętrze urządziła sobie pracownię na razie malarską a diabeł wie co Jej jeszcze do głowy wpadnie (karmnik też mi pomalowała)

Na szczęście duża wędzarnia jest już prawie, prawie gotowa. Codziennie spędzam w szopce kilka godzin kombinując jak najprędzej osiągnąć metę, ale tak to już jest że robota w trybie projektuj i buduj jest czasochłonna. 



Dzisiaj temperatura wewnątrz nie zachęcała do obijania się a wręcz przeciwnie, ruszałem się aż miło. 




Komentarze