Miało być spokojniej, ale to nie były trafne prognozy. Dzieje się u nas tyle, że nie ma nawet czasu żeby to opisać, ale po kolei. Po pierwszej próbie z oscypkami jak już przypomniało nam się o posiadanej wędzarence i zasmakowaniu w kopconym jedzeniu zaczęliśmy częściej robić z niej użytek. Najpierw cale pięć litrów mleka przerobiliśmy na zgrabniejsze już serki

tym razem bardziej przyłożyłem się do ugniatania bundzu moczonego w wodzie o temperaturze 75 stopni C i moje dłonie wyglądały jak po moczeniu w gejzerze.
Następnie przyszła kolej na ryby, kawałek łososia nie tylko wygląda pięknie, smakował i pachniał jeszcze lepiej.
Do nas już też nieśmiało zapukała zima i czas pomyśleć o ptaszkach,
, w tym roku lepiej przygotujemy się do ich dokarmiania. Powstał już pierwszy z planowanych kilku karmników
Jagoda też nie próżnuje, na piętrze urządziła sobie pracownię na razie malarską a diabeł wie co Jej jeszcze do głowy wpadnie (karmnik też mi pomalowała)
Na szczęście duża wędzarnia jest już prawie, prawie gotowa. Codziennie spędzam w szopce kilka godzin kombinując jak najprędzej osiągnąć metę, ale tak to już jest że robota w trybie projektuj i buduj jest czasochłonna.

Dzisiaj temperatura wewnątrz nie zachęcała do obijania się a wręcz przeciwnie, ruszałem się aż miło.
Komentarze