Korzystając z chwilowej przerwy w deszczu po śniadaniu porwałem koszyk i w las. Ludzi jak na lekarstwo tylko jeden przyjezdny błądził szukając właściwego kierunku wyjścia z lasu. Zaczęło się obiecująco - jakiś prawdziwek, kilka kozaków czerwonych, parę gołąbków a potem już tylko rudo. Od jednego skupiska do następnego i koszyk był prawie pełen, trzeba było wracać bo zaczęło siąpić. Jagoda z radością wypisaną na twarzy zabrała się do czyszczenia zbiorów w czym jej dzielnie sekundowałem
W ramach eksperymentu większe kapelusze poszły do kiszenia, tego jeszcze nie ćwiczyliśmy.
Dzisiaj jadłospis oparty był na owocach lasu - na obiad borowiki zapiekane z wątróbką (albo odwrotnie) a na kolację smażone gołąbki. Kurcze nasze schudnięcie to mrzonka z krainy 1001 nocy.
Jest szansa, że świeże grzyby w zimie zagoszczą częściej w naszej kuchni. Do sklepu dotarła już nasza rezerwacja - wielka zamrażarka. Do domu ma dojechać w sobotę 😊
Komentarze