Cały letni przydział wody dostarczają nam dopiero jesienią, jak zaczęło lać we wrześniu to końca nie było widać. Żeby było śmieszniej zaplanowaliśmy czyszczenie stawu a to wymaga jego osuszenia. Calowy wąż grawitacyjnie odprowadzał wodę do lasu a trwało to prawie trzy tygodnie, jak już było blisko to znów otwierało się niebo i poziom się podnosił. Wreszcie poprawiła się pogoda a woda zeszła do takiego poziomu, że można było zaczynać. Pierwszego dnia pompa wylewała pozostałą wodę żeby dało się zejść na dno.
Później ekipa przystąpiła do wybierania liści zalegających na dniei dokładnego szorowania "podłogi"
W miarę ubywania wody i przybywało oczyszczonego dna, niestety ostatnie kilkadziesiąt litrów gęstego błota trzeba było wybrać wiadrem. W resztkach wody znaleźliśmy żywą niespodziankę, która niestety nie mogła już tam zostać. Karaś bo o nim mowa musiał trafić do wody w formie ikry i dorósł niemal "patelniowego" rozmiaru
Teraz czekamy żeby opadły wszystkie liście z okolicznych drzew i zaczniemy znów napełniać zbiornik, który w tym roku uratował nam skórę. Jagoda oczywiście nie próżnuje i robi swoje
Komentarze