25.09.2018 Lwów dzień pierwszy

Pogoda bez szału, ale z widokami na rozpogodzenia. Ruszamy po śniadaniu kierując się na zachód. Po drodze zwiedzamy Katedrę św. Jury


i plac targowy położony niedaleko dworca podmiejskiego. Na mnie największe wrażenie zrobiły stoiska z mięsem a właściwie z porcjowanymi bez krępacji zwierzętami 

Za to na stoiska z nabiałem i z rybami przyjemnie było popatrzeć bo takiej obfitości i bogactwa asortymentu już dawno nie widziałem. Sprzedawane przez drobne handlarki owoce, warzywa i grzyby to inna bajka, orzechy włoskie wielkości dziecięcej piąstki, pięknie wyglądające grzyby na czele z borowikami, gruszki jak malowane i cale mnóstwo innych pysznych rzeczy. 
Po takiej uczcie dla oczu przyszedł czas na ucztę dla ciała, po drodze mieliśmy restaurację ormiańską o wymownej nazwie Yerevan Restaurant. To było nasze pierwsze zetknięcie z kuchnią ormiańską i wypadło super, nawet piwo było ormiańskie 😀
Kierując się w stronę hotelu zwiedzamy kolejne zabytki i nie tylko. 


 kawa i małe co nie co w klasycznej lwowskiej kawiarni Ormianka postawiły nas na nogi. Serwowane tam produkty to klasa sama w sobie, najlepszą rekomendacją jest permanentny brak miejsc wewnątrz lokalu.


 moja Pani z Nikiforem Krynickim

 katedra Boimów zamknięta na głucho, ale zaangażowana politycznie
 reklamy są wszędzie
 fronton lwowskiego ratusza ( to białe)
A to już nasz Hotel George w całej okazałości

Po kilkunastu przedeptanych kilometrach Jagoda skwapliwie skorzystała z możliwości odpoczynku w hotelowym łóżku
Po sjeście nie ma zmiłuj i znów ruszamy w miasto, najpierw spacer po starym mieście 
a potem pyszna kolacja w restauracji Bruderszaft. Mnie trafiła się noga z kaczki a Jagodzie smakowite risotto podane w niecodzienny sposób

belgijskie piwo dopełniło smaku kolacji

Komentarze