Czas goni tak szybko, że ostatnio nawet nie miałem czasu na zrobienie zdjęcia telefonem, nie mówiąc już o wyciągnięciu z torby lustrzanki. Elektryfikacja szopki i załatwianie spraw bieżących absorbuje nas od rana do wieczora ( a wieczór robi się już po południu).
Prace wykończeniowe w szopce trwają i trwają. Zaczyna już widać światełko i to nie w tunelu tylko w części warsztatowej
Przekonałem się po latach, że nóż przecina palec a prąd nie dość że kopie to jeszcze upala przewody i narzędzia podczas zwarcia. Deski na obicie szopki suszą się i może w przyszłym tygodniu będą strugane i frezowane a potem potraktowane impregnatem i ... wreszcie przybite na zewnętrznych ścianach.
Przy okazji okazało się, że mój stół warsztatowy wykonany lata temu ( wtajemniczeni rozpoznają źródło materiałów po szufladach), który w gliwickiej małej piwnicy prezentował się okazale w nowych warunkach wygląda jakby z młodzieżowego kółka modelarskiego.
Jagoda kupiła mi na dobry początek ręczną piłę tarczową , chyba liczy na szybkie zbudowanie wędzarni 😉.
W ogrodzie niewiele się dzieje, Ksaweremu nie udało się porwać tunelu z niedobitkami papryki, chociaż w kilku miejscach musieliśmy poprawiać mocowanie folii do stelaża.
Jagoda nareszcie robi użytek z zamówionych jeszcze w lecie cebul kwiatowych. Dwoi się i troi żeby wszystkie ( a było ich kilkaset sztuk) wsadzić do ziemi. Świeże wykopki są prawie wszędzie - wzdłuż tarasu, punktowo na całym trawniku no i pod brzózkami, które przeszły już pierwszy lifting i zostały podstrzyżone.
Prace wykończeniowe w szopce trwają i trwają. Zaczyna już widać światełko i to nie w tunelu tylko w części warsztatowej
musiałem sobie przypomnieć obchodzenie się z przewodami, listwami, zaciskami i korytkami.
Przekonałem się po latach, że nóż przecina palec a prąd nie dość że kopie to jeszcze upala przewody i narzędzia podczas zwarcia. Deski na obicie szopki suszą się i może w przyszłym tygodniu będą strugane i frezowane a potem potraktowane impregnatem i ... wreszcie przybite na zewnętrznych ścianach.
Przy okazji okazało się, że mój stół warsztatowy wykonany lata temu ( wtajemniczeni rozpoznają źródło materiałów po szufladach), który w gliwickiej małej piwnicy prezentował się okazale w nowych warunkach wygląda jakby z młodzieżowego kółka modelarskiego.
Jagoda kupiła mi na dobry początek ręczną piłę tarczową , chyba liczy na szybkie zbudowanie wędzarni 😉.
W ogrodzie niewiele się dzieje, Ksaweremu nie udało się porwać tunelu z niedobitkami papryki, chociaż w kilku miejscach musieliśmy poprawiać mocowanie folii do stelaża.
Jagoda nareszcie robi użytek z zamówionych jeszcze w lecie cebul kwiatowych. Dwoi się i troi żeby wszystkie ( a było ich kilkaset sztuk) wsadzić do ziemi. Świeże wykopki są prawie wszędzie - wzdłuż tarasu, punktowo na całym trawniku no i pod brzózkami, które przeszły już pierwszy lifting i zostały podstrzyżone.
Dzisiaj miał być spokojniejszy dzień, planowaliśmy z rana wyskoczyć na grzyby, niestety nie udało się. Jeszcze podczas śniadania zadzwonił telefon, zamówione drewno do kominka ma przyjechać około dziewiątej. Jako że zapowiadają ciężką zimę to Indianie zbierają chrust a Grabki kupują drewno, przy domu mamy jeszcze mnóstwo drewna z poprzedniego zakupu więc nowo kupione trzeba było poskładać gdzie indziej. Wszyscy w okolicy układają drewno w kupki więc też postanowiliśmy spróbować. Szło nam dość opornie, ale w końcu pryzma dała się ułożyć i co ważne nie zawaliła się. Sąsiedzi też nie skrytykowali więc może ujdzie.
Komentarze